piątek, 2 września 2011

"E-podręczniki nie zastąpią papierowych". Doprawdy?

Po publikacji ostatnich planów Ministerstwa Edukacji Narodowej rozgorzała w sieci dyskusja na temat sensowności pomysłów dotyczących wprowadzenia na szeroką skalę e-podręczników. Zalet takiego rozwiązania jest oczywiście mnóstwo, wady też się pewnie znajdą, nie jest jednak moim celem udawanie mądrzejszego niż jestem - skuteczniej niż ja zajmą się tym zagadnieniem bloggerzy lepiej obeznani z rynkiem e-książek (np. http://swiatczytnikow.pl/e-podreczniki-wiecej-pytan-niz-odpowiedzi/ wraz z komentarzami).

Dyskusja trwa, również ceniony przeze mnie Marek J. Minakowski zabrał w niej głos. Na swoim blogu (http://minakowski.tek24.pl/242,e-podreczniki-nie-zastapia-papierowych-nigdy) właśnie wyłożył tezę, której moim zdaniem obronić jednak nie sposób. Wywód, jakkolwiek logicznie prawidłowy, jest w moim mniemaniu merytorycznie błędny - być może problemem jest tu określenie wiedzy jako takiej, ale zgodnie z definicją encyklopedyczną zakładam, że jest to "ogół wiarygodnych informacji o rzeczywistości wraz z umiejętnością ich wykorzystania".

W świetle takiego pojęcia wiedzy, absolutnie fałszywa wydaje mi się teza, że nauczyciel w procesie edukacji stał się zbędny oraz, że obecne nauczanie jest parodią formy "oryginalnej". Określenie "parodia" sugeruje wynaturzenie i zatracenie tej oryginalnej formy, ale kto powiedział, że ta pierwotna forma była ostateczna i najlepsza? Jak wszystko na świecie również edukacja ulegała ewolucji, a w świetle niezwykłego rozwoju technologii informacyjnych ostatniego stulecia (o dwóch ostatnich dekadach już nawet nie mówiąc), oczekiwanie że edukacja zachowa tę "prawdziwą" formę jest... szalone? :)

Ten sam rozwój technologiczny (a za nim i kulturowy) definiuje zarazem konieczną zmianę w podejściu do zawodu nauczyciela: kilkaset lat temu był pierwszą i ostateczną instancją, alfą i omegą oraz często jedynym medium, które wiedzę przekazywało. Na przestrzeni wieków nie tylko coraz dostępniejsze były podręczniki, ale zmieniał się system dystrybucji informacji: pojawiła się prasa, telegraf, radio, telewizja, a już eksplozja internetu uczyniła dostęp do wiedzy prawdziwie powszechnym. Rolą nauczyciela powinno być obecnie nie tyle przekazywanie wiedzy, ale bycie drogowskazem i mentorem, guru który pomoże interpretować te informacje, a nie ją po prostu upychać w głowach. Nie bez kozery wszak istnieje klasyfikacja wiekowa filmów czy treści multimedialnych - dzieci i młodzież nie są po prostu w stanie prawidłowo interpretować pewnych zjawisk bez doświadczenia i pomocy dorosłych. Podobnie jest z wiedzą "szkolną" - żaden podręcznik nie nauczy reguł prawidłowego myślenia czy postępowania (wystarczy tu wspomnieć choćby tak banalną kwestię, jak sama nauka czytania, bez której przyswajanie zawartości książek w jakiejkolwiek formie nie będzie możliwe).

I tu właśnie dochodzimy do kluczowego elementu mojego sporu z artykułem p. Marka: nauczyciele w jakiejś formie - ożywionej lub nie ;) -  będą potrzebni zawsze i forma podręczników na to wielkiego wpływu nie będzie miała. Oczywiście, wraz ze zmianą form dystrybucji zmieniać się będzie rola nauczyciela i jego miejsce w systemie edukacji, niemniej to miejsce samo w sobie jest chyba niezagrożone.

Inną kwestią pozostaje sam spór o e-podręczniki w Polsce, bo jakkolwiek propozycja p. minister Hall jest moim zdaniem słuszna (i ja jej kibicuję), to jednak cały system nauczania w naszym pięknym kraju jest tak przerażająco niewydolny i zacofany, że zastanowić się należy, czy faktycznie jest to najważniejszy temat. No, ale cóż, zagadnienie ciepłej wody w szkołach jest już rozwiązane (przynajmniej formalnie: https://www.prawo.pl/akty/dz-u-2010-215-1408,17658379.html), to uznano widocznie, że czas przeskoczyć do kolejnego etapu rozwoju cywilizacyjnego. Szczególnie, że nieuchronnie zbliżają się wybory.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tagi

agd (1) agile (2) Agile tuning (2) amica (1) antysemityzm (1) autoserwis (2) biurokracja (2) blog (1) blog polityczny (1) blogger (1) brak tematów (1) branding (2) Chiny (1) content (1) czas wolny (1) dane osobowe (2) defekt muzgó (1) dziecko (1) dziennikarstwo (2) dziura (1) edukacja (1) ekologia (2) employer branding (1) etyka marketingu (1) ezoteryka (1) fail (3) felieton (1) fiat (3) foto (3) fotoblog (1) fun (1) głupi marketing (5) głupota (2) google (1) gospodarka (1) handel (2) hipermarkety (1) hr (1) hrcamp (1) idea (2) indywidualizm (1) informacja (1) innowacyjność (1) instrukcja (2) internet (5) it (1) jacek gadzinowski (1) jan nowicki (1) komiks (1) konferencja (2) kontakty (2) Kraków (1) król dawid (1) kurnik (1) mandat (2) manpower (1) marka (1) mastercook (1) matka kurka (1) misja (1) networking (2) niefrasobliwość (1) niegospodarność (1) nissan (1) obsługa klienta (7) ochrona środowiska (2) organizacja (2) pazerność (1) piłka nożna (1) poczta polska (2) polactwo (1) polemika (1) policja (1) polityka (3) polska polityka (1) pomnik (1) pr (1) prasa (3) prawo (3) profeo (1) project management (2) promocje świąteczne (1) przestrzeń publiczna (3) raport (1) reklama (3) rozwój (1) sąd (1) serwis (1) slogan (2) social media (3) społeczeństwo (1) społeczności (1) szkło kontaktowe (1) translator (1) treści (1) trudny klient (2) tv (1) viamot (2) walentynki (2) web 2.0 (2) więzi społeczne (1) współpraca (1) wykroczenie (2) z dziejów głupoty polskiej (4) zapalenie jaźni (1) zarządzanie (1) zdjęcia (1) znajomi (2)