Hm, dwa laptopy i całe tony elektroniki w moim domu wyprodukowano w Chinach - nic nowego, prawda?
Oczywiście, ten kraj już od dawna jest gigantem światowej gospodarki i chyba już tylko kompletnie odklejeni od rzeczywistości ludzie postrzegają go jako źródło taniej siły roboczej zajmującej się kleceniem w szopach krzywych, rozpadających się zabawek. Połączenie olbrzymiej produkcji z wielkimi zasobami finansowymi, rozdawaniem kart na rynku metali ziem rzadkich, niewyobrażalnym zapotrzebowaniem na energię itd., a także wciąż niejasnej w perspektywie nadchodzących dziesięcioleci sytuacji społecznej daje mieszankę, której nie można się nie obawiać. Ale to wciąż są sprawy, wydawałoby się, oczywiste.
Nie wiem dlaczego, ale to dzisiejsze zestawienie plastikowego bzdeta z produktami hi-tech z kraju kojarzącego się niegdyś raczej z tym hula-hop jakoś nie nastroiło mnie pozytywnie. Czy jesteśmy skazani nieodwołalnie na taką zamianę ról? W kontekście przejęcia polskiej fabryki Della przez Foxconn to wcale nie jest takie niewyobrażalne. Mam wrażenie, że chińscy podwykonawcy amerykańskich firm produkują dla nich towar (i to w Europie) chyba już tylko z grzeczności. I kto tu jest tanią siłą roboczą?