wtorek, 26 stycznia 2010

Dziura

Co najmniej raz w tygodniu musi się wydarzyć coś, co przypomina mi, że żyję w nieco dziwnym, a czasem śmiesznym kraju. I nie chodzi tu o politykę, bo to już się nawet nie nadaje do komentowania, ale o najzwyklejsze szare życie.

W ubiegłym tygodniu też się bez tego nie obeszło. Rzecz dzieje się na krakowskim Ruczaju. Jakiś najwyraźniej odmóżdżony jabolem kretyn ukradł kratkę ściekową tuż pod „moim” blokiem (swoją drogą twardziel :))
Po interwencji (bo przecież bez tego nie ma szans, żeby ktoś raz na kilka godzin przejechał radiowozem), przyjechała Straż Miejska, która zabezpieczyła dziurę tak:



Cóż, szczyt techniki to nie jest, ale rozumiem, że coś innego okoliczne żule też by ukradły.
Wydawałoby się, że najpóźniej następnego dnia ktoś odpowiedzialny za tę drogę powinien to naprawić. Nic bardziej mylnego – po dwóch dniach konstrukcja za to się rozrosła:


W piątek „zabezpieczenie” dalej się przepoczwarzało:


Nie chce mi się tego już nawet fotografować, dzisiaj mija 9 dzień (!), a dziura dalej straszy i utrudnia życie. Zastanawia mnie, co trzeba zrobić lub – odpukać! – co musi się stać, żeby odpowiedzialna instytucja (Spółdzielnia Mieszkaniowa Ruczaj-Zaborze? Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego? „Wodociągi” krakowskie?) zajęła się wcale nie tak błahym problemem, skoro nie pomaga telefon do Straży Miejskiej? Mam tak kogoś wrzucić? Wjechać specjalnie samochodem? Ciekaw jestem również, czy ktokolwiek ze Straży Miejskiej poinformował odpowiednią instytucję, w końcu ewentualne egzekwowanie obowiązków codziennym mandatem powinno poskutkować. Mam jednak wrażenie, że wszyscy od A do Z mają to centralnie w poważaniu...

[Opublikowane pierwotnie 2008-09-03]



Poniżej wybrane komentarze z oryginalnej lokalizacji bloga:

TB:
Proszę zauważyc jaką ma to piękną wartość symboliczną-wciśniete drzewko (?)obute w taśme w polskie barwy narodowe w jakiejś dziurze która nikogo nie interesuje choć jest pod blokami przeciez licznie zamieszkalymi...prawdziwy pomnik narodowy !



MZ:
Genialne!!! Proponuję w Dziurę wepchać wypchane spodnie dżinsy wraz z przyklejonymi trampkami tak, aby wyglądało na to, że właśnie ktoś do Dziury wpadł. Później zadzwonić do Straży Miejskiej, na Policję i Wydziału Komunikacji, że wydarzył się wypadek. Może w końcu ktoś zareaguje...?

AL:
no to ja proponuje pójście dalej - do trampek i jeansów dodać odblaskową kamizelkę MPO i zgłosić jako wypadek ...

AK:
Pomysł ze spodniami niezły, ale ja bym wetknęła do dziury damskiego manekina do góry nogami i założyłabym lalce szpilki. Obok takich nóg nikt nie przejdzie obojętnie i sprawa zostanie załatwiona piorunem.

Helaq:
dzięki za pomysły, ale jakoś (telepatycznie?) odpowiednie służby się dowiedziały o dziurze i następnego dnia po tym poscie wstawili tam nową kratkę. Ale ten "prawdziwy pomnik narodowy" mnie rozłożył na łopatki :))

UD:
może czekają aż zakwitnie, stanie się narodowym pomnikiem przyrody ;)

KL:
Heheheheh, po prostu prawdziwa "kreatywność" nie zna granic... ;-)

DS:
Dziura rozbawiła mnie do łez, a właściwie sposób jej opisania i tylko przychodzi mi do głowy niestety smutne: "oto Polska właśnie !"

poniedziałek, 25 stycznia 2010

po co komu dzieci?

"jedną z zalet posiadania dziecka jest możliwość bezkarnego uwalniania wewnętrznego idioty" (by eof)
:))

Święta prawda, coraz częściej przyłapuję się na robieniu rzeczy, których wcześniej nawet po pijanemu bym nie zrobił (np. tańczenia) :)



wtorek, 19 stycznia 2010

Meldunek, niedorzecznik i wybory

Właśnie mnie prawie trafił szlag:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7471026,Bedzie_rewolucja_meldunkowa__ale_dopiero_po_2014_roku.html

Tak w skrócie chodzi o to, że wbrew zapowiedziom, obowiązek meldunkowy zniesiony będzie najwcześniej w 2014 r. Powód banalny: trzeba dać czas urzędnikom na dostosowanie się do tych przepisów i dostosować różne przepisy prawne dotyczące różnych sfer państwa, np. pomocy społecznej, szkolnictwa etc. No do jasnej ciasnej, to co te cholerne nieroby robiły przez rok (bo tyle trwały w parlamencie prace nad tą ustawą)?! :/

Tak jakby dla rozluźnienia atmosfery zobaczyłem przed chwilą bajdurzenia niedorzecznika Kochanowskiego o trybunałach i Strasburgu w kontekście jego rzekomej świńskiej grypy. Cóż, podejrzewam raczej, że w jego przypadku to gąbczaste zwyrodnienie mózgu, albo inna choroba, która robi kisiel z tego narządu. Od tygodni nie mogę wyjść ze zdumienia, że ten ramol jest wciąż na stanowisku - przecież człowieka, który takich kosmicznych bzdur nawygadywał w tak krótkim czasie nie można traktować poważnie, a co dopiero utrzymywać go z publicznych, niemałych pieniędzy.

Te matoły po jakby nie zauważyły, że do ostatnich wyborów jakieś 2/3 ludzi nie poszło, a przecież to właśnie jest przyczyna. To, to znaczy pseudopolitycy, ich indolencja, arogancja i niekompetencja. Jak mi jeszcze raz ktoś choćby zasugeruje, żebym poszedł na wybory, to ostrzegam - odgryzę głowę.

piątek, 15 stycznia 2010

Nie szukaj serwisu sprzętu w necie. Szkoda czasu.


Każdemu czasem coś się psuje. Na przykład kuchenka. Kiedyś pewnie złapałbym książkę telefoniczną i zmarnował kilkadziesiąt minut na szukanie fachowca-serwisanta i dzwonienie. Jest jednak XXI wiek, 15 milionów internautów w kraju, a ja mam laptopa na kolanach, więc oczywiście wklepałem nieszczęsnego Mastercooka w wyszukiwarkę. O, jest mastercook.pl, więc w pierwszym odruchu klikam tam. Uuuuu, paskudne to jak nocna ulewa i przestarzałe, ale wszak przyszedłem tu w konkretnym celu, a nie żeby oceniać layout i ux. Chwila klikania i jest mapka - klikam na małopolskie et voila:


WWW podbiło świat między innymi dzięki łatwości przekazywania informacji i jej dostępności dla każdego, nawet najbardziej nietechnicznego osobnika, ale najwyraźniej o tym nie wiedzą w FagorMastercook czy jak się to tam teraz nazywa. Mało tego: brak adresów mailowych, bezpośrednich telefonów i podawanie w ich miejsce wyłącznie numeru 0703 (progresywna stawka co minutę), to lekko chamska zagrywka. Wygląda na to, że producent chce dodatkowo zarabiać na tym, że produkuje buble, zamiast maksymalnie ułatwić życie swoim klientom i dbać o swój wizerunek. Cóż, z PR-u pała, szanowni państwo :/

Pomyślałem sobie jednak, że zobaczę, jak to jest u konkurencji - Amica przecież dość popularną (jak na nasz grajdołek) noworoczną aplikację na Facebooku odpaliła, to może tam lepiej dbają o klienta? No, witryna lepsza, choć bez ekstazy, informacje zdecydowanie sensowniejsze, ale najbliższy serwis wg mapki na amica.com.pl mieści się w Chorzowie. Miałbym wymontować kuchnię i zawieźć ją z Krakowa? Eeeech... Odechciało mi się sprawdzać u innych producentów. Teraz już mi się nie chce, bo wcześniej szukałem ofert ubezpieczeniowych przez net (o tym nastęonym razem), ale w poniedziałek poszukam serwisanta Mastercooka w Krakowie i na pewno przy tym nie skorzystam z ich firmowej strony, bo - jak w tytule - szkoda czasu.

Nad kolejnym sprzętem tej marki pewnie też się poważnie zastanowię :P

czwartek, 14 stycznia 2010

Duma po japońsku

Zawitałem ostatnio do serwisu ze swoim samochodem i traf chciał, że nie byłem przygotowany na dwugodzinne czekanie na jakąś drobną naprawę. Z nudów obejrzałem więc cały salon, serwis, otoczenie, a gdy pogoda zapędziła mnie z powrotem do wnętrza, to zacząłem czytać wszystkie foldery i ulotki, które znalazłem. Sam nie posiadam japońskiego samochodu, ale tam różne marki sprzedają i obsługują, więc stał osobny stojaczek z materiałami Nissana. I tak oto trafiła mi się perełka:

jakiś mędrek marketingowy Nissana napisał:
"Uczucie dumy, które Cię ogarnia gdy wsiadasz do Nissana NOTE, może być jeszcze większe wraz z naszymi oryginalnymi gałkami dźwigni zmiany biegów, dywanikami i aluminiowymi nakładkami na progi."


Jeśli ktoś nie ma pojęcia o motoryzacji, to wyjaśniam:
  • po pierwsze to Nissan (a można by pomyśleć, że Mercedes lub inszy Lexus)
  • Nissan Note to małe miejskie auto i do tego trochę pokraczne (co akurat u Nissana jest normą).
Nie naśmiewam się z posiadaczy małych samochodów, sam niczym luksusowym nie jeżdżę, ale teraz sobie wyobrażam jacy dumni muszą być posiadacze np. Kia Pride*... ;)









* To było najgorsze auto, jakim w życiu jeździłem

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Nieustające déjà vu

Już chyba jakieś kilka kilka tysięcy razy doznawałem swoistego déjà vu, polegającego na spotykaniu się praktycznie co dzień z czymś, co powoduje, że stwierdzam, iż już mnie tu chyba nic nie zdziwi. I co? I następnego dnia to samo - i tak w koło Macieju od lat. Czasem są to sprawy duże, a czasem zupełne drobiazgi, ale zawsze... I pomijam już idiotów-oskarżycieli Teletubisiów, bo to granice pojmowania przekracza. Dzisiaj dla przykładu było coś małego, ale życie potrafi uprzykrzyć.

Jesienią ubiegłego roku zafundowałem sobie nowe okulary, przy czym zaznaczam, że jestem z nich zadowolony, ale do starych miałem dopasowane specjalne nakładki przeciwsłoneczne (wszak czasem przydają się człowiekowi ciemne szkła, szczególnie za kierownicą) i teraz już musiałem sprawić sobie nowe. Jesień była, więc nikt już ich nie sprzedawał i poproszono mnie, żebym się wiosną stawił w "salonie". Zacząłem dopytywać się o nie już w lutym (i tak co kilka tygodni). Wreszcie dzisiaj okazało się, że są, ale... za jasne i brzydkie, a te lepsze się już skończyły. Mieli tylko kilka sztuk. I teraz najlepsze: nie będzie już, bo już nie będą zamawiać! Ludzie, jeszcze maj jest, lato jeszcze przed nami! Przyznam, że mi szczęka opadła ze zdumienia, szczególnie, że takie nakładki to ładnych kilkadziesiąt zł kosztują. O co tu chodzi? Przecież to jest zupełnie jak za głębokiej komuny.

Już tylko dla porządku dodam, że to nie jedyny superhipersalon optyczny, jaki odwiedziłem - gdzie indziej ograniczyli się do krótkiego warknięcia "nie ma!" (prym tu wiedzie znana firma na "V", czyli czołowi zdziercy w tej branży).

Optyk i okulary są drobiazgiem i w tym miejscu tylko pretekstem, żeby opisać, o co mi chodzi, ale w zasadzie mógłbym kilka razy w tygodniu pisać w tym czy innym miejscu o swoich "przygodach", tylko czy warto się denerwować? A może tylko mnie szlag trafia na ogólnonarodowe mesjanistyczno-warcholsko-chamskie oszołomstwo? Czy tylko ja jestem jakieś popieprzony, a inni już krzyżyk na tym kraju postawili i po prostu żyją spokojniej? No tak, parę ładnych tysięcy na przykład w Londynie... Dziwne?


[pierwotnie opublikowane 2007-05-28]

piątek, 1 stycznia 2010

Dziennikarzu, nie daj się pokonać miernocie!

Każdy chyba widzi, że poziom dziennikarstwa internetowego jest generalnie na fatalnym poziomie. Tego w zasadzie często nawet nie można nazwać dziennikarstwem, albowiem żenujące braki widoczne są nie tylko w warsztacie dziennikarskim, ale nawet w znajomości języka polskiego. Co gorsza, w pogoni za sensacją, chwytliwym tematem, czy po prostu dla cięcia kosztów, ta tendencja jest coraz bardziej widoczna też w tradycyjnych mediach czyli w prasie, radio i telewizji. W niektórych stacjach radiowych dobijają mnie na przykład jakieś dziwne opowieści prowadzących o jakichś bzdetach typu "ten kawałek jest taki świetny, że ustawiłem sobie to jako budzik w telefonie" (w ustach jednego z radiowców słyszałem to już chyba ze trzy razy, bueee...), zdarzyło mi się też pisać o tworzeniu artykułów o niczym i z niczego.

Niestety, telewizja też nie jest wolna od tej choroby. W sylwestrowy poranek w "Dzień dobry TVN" niejaka Anna Wendzikowska prowadząc króciutki wywiad z aktorem Samem Worthingtonem ("Avatar"), na pierwszy ogień wypuściła z siebie pytanie: "Czy sądzi Pan, że ta rola może być punktem zwrotnym w pańskiej karierze?"

Jako żywo stanęła mi przed oczami widziana w "Notting Hill" scena wywiadu z aktorem, który nie czuł się emocjonalnie związany ze swoim bohaterem, bo grał krwiożerczego cyborga-psychopatę. I podobnie w rzeczonym wywiadzie dla TVN: pytanie drugoligowego, niemal nieznanego przeciętnemu widzowi do tej pory aktora, czy główna rola w najdroższym i jednym z najbardziej niezwykłych filmów w historii (niezależnie od indywidualnych ocen) może być punktem zwrotnym jest tak idiotyczne, że nawet się tego komentować nie chce. Ja wiem, że pani redaktor pewnie całą noc nie spała myśląc nad pytaniami, ale w takim razie może czas zmienić zainteresowania i zająć się np. robieniem programów nie wymagających takiej ogromnej kreatywności? :P

Nie jest moim celem dogryzanie żadnej konkretnej osobie, tytułowi, czy stacji TV - kiedyś sądziłem po prostu, że takie żenujące wypociny, jak wielokrotnie wyśmiewana w internecie relacja z otwarcia pierwszego w Warszawie Starbucksa na gazeta.pl kilka miesięcy temu, są krótkotrwałym epizodem w działalności mass mediów, ale powoli tracę tę wiarę. Czy taka bezmyślna, trącąca amatorszczyzną papka jest naszą nieuniknioną przyszłością? Z Nowym Rokiem życzę sobie i wszystkim czytelnikom bardziej optymistycznej alternatywy :)

Tagi

agd (1) agile (2) Agile tuning (2) amica (1) antysemityzm (1) autoserwis (2) biurokracja (2) blog (1) blog polityczny (1) blogger (1) brak tematów (1) branding (2) Chiny (1) content (1) czas wolny (1) dane osobowe (2) defekt muzgó (1) dziecko (1) dziennikarstwo (2) dziura (1) edukacja (1) ekologia (2) employer branding (1) etyka marketingu (1) ezoteryka (1) fail (3) felieton (1) fiat (3) foto (3) fotoblog (1) fun (1) głupi marketing (5) głupota (2) google (1) gospodarka (1) handel (2) hipermarkety (1) hr (1) hrcamp (1) idea (2) indywidualizm (1) informacja (1) innowacyjność (1) instrukcja (2) internet (5) it (1) jacek gadzinowski (1) jan nowicki (1) komiks (1) konferencja (2) kontakty (2) Kraków (1) król dawid (1) kurnik (1) mandat (2) manpower (1) marka (1) mastercook (1) matka kurka (1) misja (1) networking (2) niefrasobliwość (1) niegospodarność (1) nissan (1) obsługa klienta (7) ochrona środowiska (2) organizacja (2) pazerność (1) piłka nożna (1) poczta polska (2) polactwo (1) polemika (1) policja (1) polityka (3) polska polityka (1) pomnik (1) pr (1) prasa (3) prawo (3) profeo (1) project management (2) promocje świąteczne (1) przestrzeń publiczna (3) raport (1) reklama (3) rozwój (1) sąd (1) serwis (1) slogan (2) social media (3) społeczeństwo (1) społeczności (1) szkło kontaktowe (1) translator (1) treści (1) trudny klient (2) tv (1) viamot (2) walentynki (2) web 2.0 (2) więzi społeczne (1) współpraca (1) wykroczenie (2) z dziejów głupoty polskiej (4) zapalenie jaźni (1) zarządzanie (1) zdjęcia (1) znajomi (2)